Podróż Bieszczady 2010
Zamieszkaliśmy w Krzywem, w ogromnym przyjaznym domu otoczonym kwiatami. W Cisnej zaszliśmy do baru Siekierezada - z wizytą nazwijmy to inaugurującą. Klasyczny styl, bieszczadzkie teksty; potem wizyta w słynnym geesie.
Pierwszą, krótką wycieczkę odbyliśmy do Łopienki, dobrą na pierwszy tego lata kontakt z Bieszczadami. Dotarliśmy do odnowionej cerkwi, stanowiącej prawie wszystko co pozostało po wsi Łopienka, w której w XIX wieku mieszkało około 350 mieszkańców. Ich losy po II wojnie światowej były takie same jak w innych bieszczadzkich miejscach, tj. wysiedlenie do ZSRR lub na polskie Ziemie Zachodnie. Także i tutaj niewielu przybyszów jest w stanie odnaleźć ślady dawnej osady. Stare, zdziczałe drzewa owocowe, zarośnięte cmentarze, resztki fundamentów.
W tej cerkwi, w sierpniu 2007 roku byliśmy na mszy, która zgromadziła kilkaset osób. Oprawę muzyczną zapewnił zespół Stare Dobre Małżeństwo. Odważny ksiądz, który ich zaprosił, by „grali Stachurę”, wspaniale przekazał sens życia i sens śmierci, także samobójczej. Msza odbyła się wszak w 70 rocznicę urodzin poety-outsidera. Wewnątrz cerkwi znajduje się Chrystus Bieszczadzki; wykonana z fragmentów drzew postać pielgrzyma, który po latach wraca do swoich „gniazd”. Obok cerkwi rośnie słynna lipa „z okienkiem”, jest też cudowne źródełko. Wiersz umieszczony poniżej cytuję za http://www.twojebieszczady.pl
Chrystus Bieszczadzki
Siedząc na swoim pniaczku jak Bieszczadzki Gazda
Błogosław tym: co przyjdą odwiedzić swe gniazda
Tym: którzy przyszli tutaj do Ciebie bo chcieli
I Tym, co wśród pożogi odejść stąd musieli,
Tym, którzy zeszli z szlaku by prawem zwyczaju
Przyjść podziękować Tobie: za przedsionek raju
I za ptasie koncerty o porannym brzasku
I za lipcowe noce przy księżyca blasku
który wsparł się na brodzie o brzeg połoniny
I gasząc resztki ognisk zlewa sen w doliny.
Przyroda skryła blizny - zostały wspomnienia
Inny pozostał posmak tamtego cierpienia
Znad takich samych ognisk inne pieśni płyną
Aż po zielone wzgórza nad Soliną.
Bądź dobrym przewodnikiem po bieszczadzkich szlakach
Zagubionym bądź echem w strumieniach i ptakach
Bądź światełkiem w ciemności jak Twój księżyc blady
Tam gdzie umilkły cerkwie i zdziczały sady.
K.P. Łopienka 1997
Start w Nasicznem.
Dwernik-Kamień to dobry punkt widokowy. Widok na połoniny wspaniały. Dojście na szczyt możliwe jest na kilka sposobów. Np. od południa ścieżką wzdłuż pastwisk, gdzie spotkaliśmy kilkanaście pasących się, na szczęście przyjaznych koni. Choć do dziś słyszę w uszach tętent galopującego wprost na nas ogiera. Na szczęście zdążył wyhamować. Samo podejście od południa jest dość trudne. Druga droga dojścia to dość łatwa ścieżka dydaktyczna, którą my wykorzystaliśmy do zejścia do Nasicznego.
Jak w każdej wyprawie bez szlaku warto mieć odbiornik GPS, by nie nadkładać zbyt wielu kilometrów. Polecam trekbuddy w telefonie z własną mapą.
Z Krzywego na Jasło idzie się najpierw łagodną ścieżką przez pola, potem dość stromą i często błotnistą drogą. Bez szlaku i dróżkami służącymi do zwożenia drzew docieramy na Małe Jasło. Potem już tylko przez szeroką przełęcz na Jasło. Widoki dość ograniczone, po „obowiązkowych” zdjęciach na szczycie schodzimy – także bez szlaku – do Przysłupia. Po drodze ciekawostka, ktoś zostawił przy ścieżce dwa niebieskie ... krawaty. W każdym z nich tkwiła jaszczurka. Być może lubiły niebieski. Na dole, w Przysłupiu jemy świetne smażone pstrągi. Jeszcze tylko trzy kilometry szosą i wracamy do Krzywego.
Od czterech lat, czyli od czasu gdy corocznie wędrujemy latem przez Bieszczady każdy wyjazd musi zawierać nocne wejście. Nazwaliśmy to „kinem pod gwiazdami”.
Raz spektakl jest ciekawszy innym razem nieco mniej. Często oglądaliśmy spadające gwiazdy, które zupełnie inaczej wyglądają, gdy patrzymy na nie z połoniny. W nocy można spotkać wiele zwierząt. Widzieliśmy salamandry, ropuchy, lisy, nawet jelenie. Raz nawet koleżanka słyszała misia. Ale nikt jej nie uwierzył. Jednak najważniejsze to oczekiwanie. Docieramy na górę w nocy i od trzeciej mamy długometrażowy film. Najpierw niebo rozjaśnia się powoli i z jednej strony, później coraz gwałtowniej nabiera kolorów, od jasnej szarości do pomarańczy. I wreszcie wybucha słońce. A my najczęściej zmarznięci zaczynamy schodzić w poszukiwaniu aut i po kilku godzinach jesteśmy w domu. Naprawdę warto. W tym roku wyruszyliśmy z Ustrzyk Górnych, nad ranem byliśmy na Wielkiej Rawce. A na ósmą rano zeszliśmy na przełęcz Wyżniańską.
Muszę dodać, że na nocną wycieczkę trzeba iść albo dobrze znanym (za dnia) szlakiem, albo koniecznie z GPS. W nocy wszystko jest inne...
Krótka droga po nocnej wycieczce na Rawki. Właściwie to spacerek. Po drodze fragment kuwejckich, o pardon, bieszczadzkich pól naftowych. Dziwne to, ale auta z „turystami” podjeżdżają prawie do samego wodospadu! Wracamy przez Chmiel (znana cerkiew i płyta nagrobna), przełom Sanu pod Chmielem (warto zejść na dół, do rzeki) i Dwernik (cerkiew). Na koniec zaglądamy na kiermasz Rozsypańca. Kiedyś to było inaczej –gdy w Bieszczadach królowały Anioły i Stare Dobre Małżeństwo to w Dołżycy było wielkie święto! Ale może Rozsypaniec się rozwinie, dajmy mu szansę!
Piękna pogoda, podejście tradycyjnie w cieniu chroniącym od wiatru i słońca. Po wyjściu z lasu trochę wiało, przepięknie. Ludzi prawie tak wielu, jak na Śnieżce… Zejście do Wetliny na małe co nieco w Chacie Wędrowca. Trochę długo, ale szczęśliwi wracamy do Krzywego, a tu obiad jak w restauracji klasy Lux – pyszna zupa, ogromny schabowy, mizeria (ogórki ze śmietaną, dla niektórych osobna porcja z cukrem), kompot i na deser naleśniki. A nazajutrz ruszamy do domu.
Zamiast podsumowania: Smerf Maruda (w każdej grupie jest co najmniej jeden) pyta: a po co ciągle łazić w te same góry, po co w ogóle łazić, może lepiej na Lanzarote lub do Turcji? słońce, plaża, morze? Odpowiadamy cierpliwie, bo przecież Smerf-Maruda to nasz przyjaciel i jedzie z nami już któryś raz z rzędu, za każdym razem mówiąc, że to naprawdę ostatni raz, słowami Adama Ziemianina i muzyką Krzysztofa Myszkowskiego:
W samym pępku świata są dzisiaj Bieszczady
zostawiają w moim sercu serdecznie zielone ślady
Zielona linia lata dziś przez Bieszczady biegnie
znaki na niebie wskazują że wrócimy tu jeszcze
Ktoś nad lasem pochylony kreśli dla nas bieszczadzką ścieżkę
i słychać w lesie chóry anielskie muzyki na zawsze cerkiewnej
a poza tym, jak twierdzą muzycy z KSU:
Tam na dole zostało wszystko to co cię męczy
Patrząc z góry wokoło świat wydaje się lepszy
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Podzielam w pełni zadanie Ani. Pozdrawiam.
-
śliczne zdjęcia , pozdrawiam ania
-
przedpole! dzięki za pochwały. może opisy i mapki komuś się przydadzą jako inspiracja wyprawy w Bieszczady?
-
Dobra relacja opatrzona dobrymi zdjęciami.Pozdrawiam
-
Wróciły wspomnienia z rowerowego objazdu bieszczadzkim szlakiem sprzed 11 lat.